Milarepa...
 Uygur...
main site news petitions contact advertising

Wstęp

1949 roku Komunistyczne władze ChRL z Mao Zedongiem na czele uznały, że Tybet jest częścią Chin. Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza wkroczyła do "zacofanego" Tybetu pod pretekstem wprowadzenia tam "postępu". Pomijając, póki co, skutki wprowadzenia owego "postępu", przyjrzymy się stwierdzeniu "zacofanie". Czy życie w zgodzie z naturą, zjednywanie jej sił, zamiast bezsensownej walki z nimi świadczy o zacofaniu? Czy koczowniczy tryb życia jest w czymś gorszy od mieszkania w betonowych blokach? Spójrzmy prawdzie w oczy. To właśnie postęp doprowadził do sytuacji, w której tak zwane "kraje wysoko rozwinięte" dysponują bronią mogącą położyć kres ludzkości raz na zawsze. Czy dążenie do samozagłady świadczy o rozwoju? Stawianie człowieka na czele łańcucha ewolucji i dawanie mu prawa do podporządkowywania sobie wszystkiego co go otacza jest błędem. Podobnie stawia się człowieka na czele łańcucha pokarmowego, a tak naprawdę na czele owego łańcucha jest Ziemia - wszyscy kiedyś do niej trafimy.
    Niewiele jest miejsc na Ziemi, w których człowiek żyje w harmonii z naturą. Jednym z takich miejsc jest - a raczej był - Tybet. Indian wymordowano - niedobitki wpędzono do rezerwatów - traktując ich jak zwierzęta. Plemiona zamieszkujące lasy tropikalne Amazonii patrzą bezsilnie jak drzewo po drzewie pozbawia się ich domu. Aborygeni walczą o to by mogli być - na swojej własnej ziemi! - traktowani na równi z przybyszami zza oceanu. Wielu ludzi na całym świecie jest prześladowanych na tle rasowym, religijnym, politycznym lub bez żadnego powodu. Ile gatunków zwierząt zniknęło z powierzchni Ziemi za sprawą człowieka? Ile rzek zatruto? Ile lasów wycięto w pień? Jeśli nie zejdziemy z tej błędnej drogi XXI wiek może okazać się ostatnim w dziejach ludzkości. Mamy jeszcze szansę! Świadomość tego do czego prowadzi takie postępowanie może być pierwszym krokiem do zmiany.
    Problem Tybetu jest tylko jednym z wielu. W ChRL prześladowani są również Ujgurzy. Cierpią także sami Chińczycy - muszą żyć w kraju, w którym lista przestępstw objętych sankcją kary śmierci zawiera aż 70 pozycji.
     Wojska Nato ze Stanami Zjednoczonymi na czele bez porozumienia z Radą Bezpieczeństwa ONZ zbombardowały Irak i niemalże całe Bałkany - "w obronie pokoju na świecie". Na masakrę w Ruandzie w 1994 roku świat patrzył bezczynnie. Podobnie nie robi się nic, by zapobiec nagminnemu łamaniu praw człowieka przez Chiny. We wszystkich raportach odnośnie łamania praw człowieka na świecie Chińska Republika Ludowa zajmuje pierwsze miejsce - jak dotąd ONZ nie wystosowała żadnej noty potępiającej politykę ChRL.

Sytuacja Tybetu

o roku 1950 Tybet był całkowicie niepodległym państwem. Co do statusu Tybetu przed wkroczeniem wojsk chińskich nie ma żadnych wątpliwości. Twierdzenie, że Tybet jest częścią Chin jest równie błędne jak twierdzenie, że Polska jest częścią Rosji czy Niemiec. Okupacja Tybetu przez Chiny jest pogwałceniem prawa międzynarodowego, do którego przestrzegania Chiny (będące członkiem ONZ) są zobowiązane.

aut. Zbigniew Stępniewski
Po inwazji Armii Ludowo-Wyzwoleńczej na "Krainę Śniegów" w 1950 roku, nazwanej "pokojowym wyzwoleniem", rząd Tybetu, na czele którego stał Dalajlama, próbował negocjować i układać się z Chińczykami. W odpowiedzi na prześladowania i represje, które towarzyszyły wprowadzaniu "demokratycznych reform" we wschodniej części kraju, Tybetańczycy chwycili za broń. 10 marca 1959 roku mieszkańcy Lhasy, obawiając się, że chińscy żołnierze uprowadzą i wywiozą do Pekinu Dalajlamę, otoczyli jego rezydencję. Zgromadzenie przerodziło się w falę antychińskich demonstracji, te zaś - w powstanie. Kiedy stało się jasne, że nie ma już żadnych szans na rozmowy i negocjacje, Dalajlama zdołał opuścić Lhasę i dotrzeć do Indii. W jego ślady poszło ponad osiemdziesiąt tysięcy Tybetańczyków. Powstanie zostało krwawo stłumione. Rozpoczął się, jak ujmuje to Dalajlama:

"Najgorszy okres w naszej ponaddwutysiącletniej historii. Istnieje niebezpieczeństwo, że naród tybetański i jego dziedzictwo kulturowe znikną z powierzchni Ziemi. Sytuacja jest bardzo poważna: to kwestia życia lub śmierci. Jeżeli zatriumfuje śmierć, nie pozostanie nic".

    Źródła emigracyjne szacują, że chińską okupację przypłaciło życiem ponad milion dwieście tysięcy z sześciu milionów Tybetańczyków - piąta część narodu. W gruzach legły niemal wszystkie klasztory, będące ośrodkami religii, kultury, nauki, medycyny i sztuki tybetańskiej. Wbrew twierdzeniom chińskiej propagandy, osiemdziesiąt procent przed wybuchem "rewolucji kulturalnej" - "wypaczenia", za które obwinia się "bandę czworga". Na skutek chińskiej polityki przesiedlania ludności, Tybetańczycy są już mniejszością we własnym kraju - jeżeli nic się nie zmieni, jutro będą tylko atrakcją turystyczną. Jednocześnie, w ramach polityki "planowania rodziny", tybetańskie kobiety poddaje się przymusowym aborcjom (nawet w ósmym miesiącu ciąży) i sterylizacjom. Tybetańczyków wtrąca się do więzień za każdą próbę sprzeciwu wobec komunistycznej władzy. Trafiają do łagrów i obozów pracy przymusowej za posiadanie flagi narodowej czy przekładu Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. Wnosząc z raportów organizacji zajmujących się prawami człowieka, tortury są jedyną metodą prowadzenia dochodzeń znaną chińskim śledczym. Niemal co dzień agencje informacyjne donoszą o szokujących aktach brutalności, arbitralnych aresztowaniach i długoletnich wyrokach wydawanych w trybie administracyjnym. Od 1986 roku, kiedy to ChRL podpisała Konwencję przeciwko Torturom oraz Innemu Okrutnemu, Nieludzkiemu lub Poniżającemu Traktowaniu lub Karaniu, w chińskich więzieniach zginęło co najmniej 79 Tybetańczyków. Rok 1998 przyniósł 19 ofiar, z których aż 11 stanowi żniwo majowych protestów w Drapczi - więzieniu oddalonym zaledwie o pięć kilometrów od Dżokhangu, najbardziej czczonego sanktuarium Tybetu. Traceni w ChRL więźniowie są głównym źródłem narządów do transplantacji - wykorzystywanych w samych Chinach i eksportowanych do zagranicznych klinik.
Uwięzienie sześcioletniego Panczenlamy, Genduna Czokji Nimy - którego, zgodnie z wiekową tradycją, wskazał Dalajlama - i "odnalezienie" innej, "autentycznej inkarnacji" przez ateistyczne z definicji władze najlepiej pokazuje, jak pekiński reżim rozumie wolność religii. Od 1995 roku nic nie wiadomo o losie i miejscu pobytu dziesięcioletniego już Panczenlamy. Pekin nie udziela żadnych informacji, choć proszą o nie rządy różnych państw oraz organizacje międzynarodowe. Tybetańczycy są dyskryminowani we wszystkich sferach życia społecznego - poczynając od edukacji, przez opiekę zdrowotną, po pracę i warunki mieszkaniowe. Tybet stał się nuklearnym śmietnikiem chińskiego imperium. Wykarczowano tybetańskie lasy - tak ważne dla równowagi ekologicznej naszej planety, jak amazońska puszcza. W zlewiskach największych rzek Azji, które mają swe źródła w Tybecie, mieszka niemal połowa ludzkości. Gigantyczne, pochłaniające tysiące ofiar powodzie, jakie w ostatnich latach nawiedzały te regiony, przypisuje się zaszlamieniu rzek, którego przyczyną jest właśnie wycinanie lasów Tybetu. Rokrocznie ucieka z Tybetu około trzech tysięcy Tybetańczyków. Głównie dzieci i młodzież, które mogą otrzymać tybetańskie wykształcenie tylko poza granicami swojego kraju. Od 1994 roku władze chińskie prowadzą w Tybecie kampanię "reedukacji patriotycznej", która najpierw obejmowała wyłącznie członków partii, później mnichów, a pod koniec 1997 roku została "rozciągnięta" na wszystkich Tybetańczyków. Rok 1996 przyniósł gwałtowne nasilenie represji w klasztorach buddyjskich. Od tego czasu wydalono ze świątyń 11.409 mnichów i mniszek. "Grupy robocze", tzw. Komitety Demokratycznego Zarządzania oraz lokalne Biura ds. Religii, które nadzorują działalność klasztorów, wprowadzają nowe restrykcje, dotyczące np. liczby i wieku duchownych. W 1998 roku władze zaczęły wysyłać na przymusowe emerytury duchownych, którzy ukończyli sześćdziesiąt lat. "Reedukowani" mnisi muszą zadeklarować lojalność wobec "macierzy" i potępić Dalajlamę, którego zdjęć nie może dziś posiadać żaden Tybetańczyk. Oporni kończą w więzieniach. Najwyraźniej niezadowolone z dotychczasowych dokonań władze zapowiedziały w ubiegłym roku nowe, szeroko zakrojone działania w Tybecie - trzyletnią "kampanię ateizacji". Nowa strategia Pekinu, który mówi dziś o "obcości buddyzmu" jako religii przeniesionej przed ponad tysiącem lat z Indii, przywodzi na myśl represje z czasów "rewolucji kulturalnej".
W styczniu uciekł do Indii XVII Karmapa, trzeci hierarcha buddyzmu tybetańskiego, wprawiając w niemałe zakłopotanie Pekin, który uparcie głosi, że pół wieku komunistycznych rządów przyniosło "niebywały" rozwój społeczny i "dramatycznie" poprawiło sytuację w dziedzinie praw człowieka.

Dalajlama stanowczo sprzeciwia się stosowaniu przemocy w walce o wolność, prawa i godność swego narodu, szukając - jak dotąd bezskutecznie - rozwiązania problemu Tybetu w dialogu z chińskimi przywódcami.

Freedom House rokrocznie uznaje Tybet za jedno z najgorszych miejsc na naszej planecie pod względem braku poszanowania dla podstawowych wolności i praw człowieka.
up